Top 10: Najbardziej absurdalne historie z Punisherem

01:38 Unknown 0 Comments

Pogromca, Karacz, Francis Castiglione, Frank Castle – Punisher. Postać prosta w założeniach jak budowa cepa, będąca protoplastą EKSTREMALNYCH lat 90. oraz większości rzeczy, które wypluło z siebie wczesne Image (GNATY! KREW! GNATY! KREW! GNATY! KREW!). Jednak pod batutą zdolnych scenarzystów często potrafi zniszczyć system poziomem swoich przygód i psychologicznego rozkwitu. Chuck Dixon, Jason Aaron, Mike Baron, Greg Rucka, Nathan Edmondson czy – w szczególności – Garth Ennis, potrafili sprawić, że jednowymiarowe ucieleśnienie zemsty w białych kozakach nabierało rumieńców i chwytało za serducha komiksowych purystów.




Niestety, stary dobry Frank jest również podatny na wpływy ekstremalnie dziwacznych pomysłów. Nie pomaga mu również to, że w założeniach jawi się jako postać dosyć realistyczna – jak na standardy komiksów, w których ludzie wymiotują kwasem i zamieniają się w dwutonowe potwory. Dlatego też, gdy ten bohater miesza się w dziwaczne sytuacje, to są one PODLE dziwaczne. Apogeum absurdu nastąpiło w połowie wesołych lat 90., gdy Castle w pewnym momencie ciągnął trzy serie regularne, multum miniserii, a także pojawiał się gościnnie we wszystkich możliwych miejscach. Taka gargantuiczna eksploatacja postaci, która lubi czasami po prostu kogoś kropnąć, doprowadziła do pewnych cudownie groteskowych sytuacji. Bez zbędnego lania wody przedstawię więc dziesięć moich ulubionych wariacji na temat efektownie efektywnego weterana z Wietnamu:

10. PUNISHTEACHER (Punisher v2 #14)
Historia znana z Punisher 4/1990 wydanego przez TM-Semic. I w tej wersji niszczy umysły, ponieważ Ważniak to jedyne godne tłumaczenie pseudonimu Kingpina. Klasa. W opowieści zaklinającego strukturę narracyjną Mike’a Barona – absolutnego magika, który tworzył chyba najbardziej angażujące, obok Ennisa i Aarona, opowieści z Frankiem – przyglądamy się jak Castle infiltruje jedną z zapyziałych amerykańskich szkół, ukrywając się pod imieniem Melchior (w tym momencie pod naporem testosteronu pękają najstarsze góry), żeby dobrać się do tyłka Ważniaka. Melchior nie przebiera w środkach: gnojek wyskakuje na niego z nożem? Parę sekund, dzieciak wylatuje przez okno, a belfer zdobywa szacunek ludzi ulicy. Tak powinno się pracować w polskich gimnazjach.



9. TANIEC ŚMIERCI Z ARCHIEM I EMINEMEM
(Archie Meets the Punisher, Eminem/The Punisher)
Dwa dziwaczne crossovery, z których jeden jest zaskakująco ciekawy, a drugi mocno przeciętny. Tym lepszym jest oczywiście spotkanie Punishera z młodocianymi mieszkańcami Riverdale. Archie Andrews jest świadkiem przestępstwa, złoczyńca chce go wykończyć, a jedyna osobą która może uratować chłopaka, jest Frank Castle, bacznie obserwujący licealną potańcówkę! Smaczne. Spotkanie z Eminemem to zwyczajny skok na kasę – dziwne, że nie poszli w tym kierunku za czasów 2Paca.



8. PUNISHER VS DOCTOR DOOM x2 (Punisher v2 #28, Punisher Kills the Marvel Universe)
Ach, znów Mike Baron – człowiek instytucja. Jego fabuły nudzić zwyczajnie nie mogły. Pierwsze legendarne spotkanie z Doctorem Doomem miało miejsce w czasie crossoveru Acts of Vengeance, podczas którego najwięksi marvelowi złoczyńcy zebrali się w zwartą grupę i pozamieniali przeciwnikami, żeby raz na zawsze zrobić porządek na dzielnicy. Niestety, nie przewidzieli, że Daredevil będzie w stanie przeciwstawić się Ultronowi, a Spider-Man z kosmiczną mocą popsuje Tri-Sentinela. Podobnie było z Frankiem. Doom – chcąc udowodnić Ważniakowi (Kingpinowi, jeśli ktoś uznaje ten pozbawiony smaku pseudonim), iż ten jest zwykłą łajzą, niebędącą w stanie powstrzymać zwykłego faceta – zaczyna bruździć Punisherowi. Castle, mimo że jest zdziwiony cała sytuacją, nie da sobie w kaszę dmuchać. Bierze wóz bojowy, plecak rakietowy, trzy tony broni palnej i najeżdża na Latverię. Walka o dziwo jest wyrównana - na końcu jednak okazuje się, że Doom to Doombot, a Frank zbiera manatki i zażenowany wraca do domu.



Na kartach Punisher Kills Marvel Universe (pierwszy komiks Ennisa z Pogromcą) doszło do rewanżu, podczas którego Castle przyczepił minę do maski Dooma, a następnie zatłukł go młotem. Szkoda, że to opowieść nienależąca do kanonu.



7. PRZYSZŁOŚĆ UKARANA! (Punisher 2099 #1-34)
Jedna z najbardziej absurdalnych, przerysowanych i kiczowatych serii komiksowych, jakie widział świat. Kocham ją całym serduszkiem. Wszystko było tu tak niesamowicie pocieszne – od fabuły, przez dialogi, aż po kostium protagonisty. Trzeba samemu poznać przygody Jake’a Gallowsa… Punishera z przyszłości!!! Zresztą, niech za galaktyczny poziom całości poświadczy ten dialog:


I zdjęcie kostiumu:



6. CAPTAIN PUNISHERICA (Punisher War Journal v2 #5-11)
Garth Ennis nienawidzi superbohaterów i odseparował Castle’a od głównego uniwersum Marvela (z małymi wyjątkami, które zawsze były logicznie wprowadzane). W końcu jednak mądre głowy z wydawnictwa doszły do wniosku, że psychopatyczny morderca musi mieć swoje miejsce wśród kolorowych trykociarzy. To naturalne – przecież jest herosem, jak Spider-Man! Ale zabija. I nie ma kolorowego kostiumu. To ostatnie udało się jednak załatwić dosyć szybko. Po „wystrzałowym” epizodzie na kartach Civil War i po śmierci Kapitana Ameryki, we Franku obudził się skrywany patriotyzm. Łzy ozdobiły jego twarz – zapłakał nawet orzeł, Góra Rushmore i Ronald McDonald. Bohater przerobił swój kostium, ozdabiając go na wzór uniformu jankeskiej ikony i ruszył robić to, co zawsze. Czy to miało jakiś sens? Nie. Rzadko kiedy można się go doszukać w komiksach sygnowanych nazwiskiem Matta Fractiona.


5. THE PUNISHER KILLS EVERYTHING… IN SPACE! (Space Punisher #1-4)
W każdej dobrej franczyzie przychodzi kiedyś moment, że trzeba głównego bohatera wysłać w kosmos. Tak było z Karłem, Jasonem Voorheesem i Panem Kleksem. Również Pogromca musiał w końcu pokazać zbirom, że w kosmosie nikt nie usłyszy ich krzyku. Ta alternatywna wersja Franka urzeka swoją bezpretensjonalnością i absurdalnym adaptowaniem mitologii postaci w galaktycznej fabule. Castle wygląda jak gwiezdny Steven Seagal, a jego kompanami są Robo-Michrochip i statek kosmiczny o imieniu Maria. Sprzątanie kosmosu było szybkie, groteskowe i głupiutkie. W 100% spełniło moje oczekiwania.


4. FRANKEN-CASTLE
(Dark Reign: The List – Punisher, Punisher v7 #11-16, Franken-Castle #17-21, Dark Wolverine #88-89)
Czego brakowało w komiksach z Punisherem? Oczywiście potworów żywcem wyjętych z filmów studia Universal. Scenarzysta Rick Remender doprowadził do starcia Franka z synem Wolverine’a, Dakenem. Szponiasty gnojek pociął bohatera na kawałki, niczym porządny kawał mięsa. Na szczęście leżące w jednaj z nowojorskich uliczek filety odnalazły mieszkające pod miastem monstra. Morbius (ŻYJĄCY WAMPIR!) poskładał go do kupy, napchał elektroniką i zszył. Frank przez pewien czas walczył u boku potworów, tłukąc nazistów oraz samurajów, latając w tym czasie na smoku. W końcu jednak udało mu się odzyskać swoje napakowane testosteronem ciało. Cudowna opowieść. Serio.



3. DOTYK ANIOŁA (Punisher v4, lepiej znane jako Punisher: Purgatory #1-4)
Pod koniec lat 90. nie było już zupełnie żadnego pomysłu na dalsze prowadzenie postaci Pogromcy, więc najtwardszy skurczybyk Marvela zrobił jedyną, logiczną rzecz, jaką może zrobić najtwardszy skurczybyk Marvela – popełnił samobójstwo w jednej z zapyziałych uliczek Wielkiego Jabłka. Castle napotkał jednak Anioły, które zwerbowały go do walki z demonami. Całość wyglądała mniej więcej tak:
- „Ej no, Frank, zabijaj dla nas plugawe bestie!”
- „Nie”
- „No daj spokój”
- „Nie”
- „Dostaniesz magiczne strzelby ogniowe!”
- „Nie”
- „I magiczny tatuaż na czole”
- „Ok.”
<pif, paf>
Ale nie pamiętam już tego zbyt dobrze. Mogłem coś pomylić.

Należy zaznaczyć, że Punisher spotkał się wtedy z Aniołem, który zawalił stróżowanie jego rodziny. Czemu? Bo był wtedy na dziwkach. Serio. Ale to było dawno i nieprawda.


2. FRANK CASTIGLIONE I KUCYK ZNISZCZENIA (Punisher v3 #1-18)
Gdy w 1995 roku sprzedaż komiksów z Punisherem spadła na łeb, wydawnictwo postanowiło zamknąć cały kram. Niedługo po tym zaczęto publikować tylko jeden tytuł, pisany przez Johna Ostrandera. W komiksie Amerykanina, Frank, jako Frank Castiglione (prawdziwe nazwisko Karacza, który ma włoskie korzenie), stanął na czele mafijnej rodziny (bo „może nas nie pozabija”… frajerzy). Fakt, który całkowicie wypaczał podstawowe założenia postaci nie był jednak najdziwniejszym elementem zrestartowanej serii. Bardziej przerażało to, co pojawiło się na głowie herosa. Długi, czarny organizm nieznanego pochodzenia, przejął na dłuższą chwilę czerep herosa. Niektórzy do dzisiaj uważają, że kucyk a la „Steve Seagal połykający estrogen prosto z ciężarówek”, mógłby zostać władcą małego europejskiego państwa lub rozwiązać problem głodu na świecie. Niestety, szybko wrócił do swojego wymiaru.


W ogóle połowa lat 90. to dziwny okres dla superbohaterskich fryzur. Nightwing  nosił koński ogon dłuższy niż nogi Adriany Sklenarikovej, Doctor Strange przypominał skrzyżowanie Kurta Cobaina z Johnem Lennonem, a Superman zapuścił plerezę, której nie powstydziłaby się czeska reprezentacja piłkarska z czasów Euro ’96.

Dick Smash!




1. POLITYCZNI, NIEPOPRAWNI (sedno historii w Punisher vol. 2 #60-62)
Ach, jednak żądna z wcześniejszych sytuacji nie umywa się do opus magnum Mike’a Barona. W historii The Final Days, Frank został postawiony przed wyborem – zamorduje policjantów, którzy go otoczyli, albo da się schwytać. Wiadomo, idzie do paki. Tam spotyka starych znajomych - między innymi ślicznego Jigsawa - którzy robią mu z twarzy jesień średniowiecza. Po wielu perturbacjach, Frank ucieka z ciupy i z pomocą prostytutki-narkomanki, będącej również chirurgiem plastycznym (to oczywiste), zyskuje nową twarz. Kobieta tłumaczy mu również, że większa ilość melaniny wspomoże jego naturalną regeneracje. Ten dodatek doprowadził jednak do nieoczekiwanego obrotu spraw i kultowej sceny:


Tak, Castle został afroamerykaninem. Ostra pigmentacja zmieniła nawet jego rysy twarzy i fryzurę. Nowy kolor skóry szybko zaczął działać – Pogromca od razu trafił na Luke’a Cage’a, który traktował go jak brata z innej matki (Castle zaczął używać genialnego pseudonimu: „Frank Rook”), a także dostał ostre baty od policji:



Ostatecznie Punisher zwyczajnie wybielał. I to nie jest przenośnia. Frank powoli tracił mahoniowy kolor, aż w końcu – TADAM! – powrócił stary, dobry Karacz, który odzyskał nawet swoje kaukaskie rysy twarzy. Co ciekawe, historia ta ukazała się w Polsce za sprawą TM-Semic, a czytelnicy nie wiedzieli czemu Frank tak dziwi się swojemu odbiciu, bo… komiks wydawany był w czerni i bieli.

Co mogę dodać? Lepszych komiksów pisać się zwyczajnie nie da. Tyle.

Bonus 1:
MOLLY HAYES VS. PUNISHER (Runaways v2 #26)
Supersilna, 11-letnia Molly Hayes sprzedała Frankowi piąchę prosto w bebechy. Bohaterowi pozostało tylko zwymiotowanie resztek swojej godności.

Bonus 2:
Spider-Man The Animated Series
Serial, w którym nie można było nawet pokazać bezpośredniego uderzenia (dlatego wszystkie starcia kończyły się na obmacywankach), czy powiedzieć słowa „krew” (kto pamięta legendarne „potrzebuję OSOCZA!”, rzucane przez ŻYJĄCEGO WAMPIRA?). Nic dziwnego, iż tutejszy Punisher używa broni, którą zabić nie można i atakuje wszystkich klejem. Hihi, naiwna zbrodnio!


0 komentarze: