Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz
Muszę przyznać, że nigdy nie byłem fanem Kapitana Ameryki. Jego nachalny patriotyzm, kostium uszyty z flagi i wszechotaczająca go propaganda po prostu do mnie nie docierają. Jeśli ktoś mnie zapyta o ulubionych bohaterów ze stajni Marvel Comics, nawet mi do głowy nie przyjdzie, aby umieścić go w pierwszej dziesiątce. Dlatego już po raz trzeci jestem zaskoczony jak dobry może okazać się film z jego udziałem.
Marvel Studios mierzy wysoko. Nie ma się co dziwić, bo kiedy po raz pierwszy zebrano w jednym filmie Iron Mana, Kapitana, Hulka i Thora, studio postawiło sobie poprzeczkę bardzo, bardzo wysoko. Może i żaden z filmów drugiej fazy nie strącił z piedestału Jossa Whedona, ale niech mnie diabli, jeśli nie było blisko. Rewelacyjny „Iron Man 3”, zdecydowanie lepszy od jedynki „Thor: Mroczny świat”, a teraz bardzo, ale to bardzo solidny „Zimowy Żołnierz”.
Film miewa swoje wzloty i upadki. Jest nierówny, momentami zbyt dramatyczny, a czasami, gdy fabuła zaczyna mieć sens, dzieją się rzeczy lekko idiotyczne, ale nie psujące zabawy na tyle, by nie można było przymknąć na nie jednego oka.
To, co zwróciło moją uwagę najbardziej, stanowi największy (no, przynajmniej dla mnie) atut tego filmu. „Zimowy Żołnierz” jest sequelem (a nawet drugim sequelem, jeśli liczyć „Avengers”) przygód weterana Steve'a Rogersa, a mimo to jest zarazem i filmem, który nie sprawia wrażenia klasycznej kontynuacji. W porównaniu do „Pierwszego starcia” otrzymujemy zupełnie nowy i utrzymany w całkowicie innej stylistyce film. Nie doświadczymy tu typowego wchodzenia do tej samej, sprawdzonej wody (co poniekąd miało miejsce przy drugim „Iron Manie”). Zamiast filmu wojennego dostajemy solidnie skrojony thriller z wątkiem konspiracyjnym utrzymany w stylistyce, która święciła tryumfy 40 lat temu.
Podczas filmu dzwoniły lata 70 - pochwaliły dobrą robotę i efekty specjalne.
Dobra passa Marvela trwa. Twórcy nie boją się ryzyka, eksperymentują i, trzeba im przyznać, mają rozmach. Z uśmiechem spoglądam na plany Marvela na kolejne lata i trzymam kciuki, aby poziom ich produkcji nadal utrzymywał się na tak wysokim poziomie. „Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz” serwuje nam pierwszorzędną kinową strawę, stawki, o które walczą bohaterowie są coraz większe, ale filmy ogląda się nadal tak samo przyjemnie. I tak jak poprzednie produkcje z MCU, nową przygodę ubranego we flagę Kapitana zapewne będzie się oglądało równie dobrze za drugim razem.
I trzecim...
A Kapitan Ameryka nie jest nawet w pierwszej dziesiątce moich ulubionych superbohaterów.
[EDIT] Po drugim seansie zdecydowałem się podwyższyć ocenę o jedną gwiazdkę.
[EDIT] Po drugim seansie zdecydowałem się podwyższyć ocenę o jedną gwiazdkę.
Wydaje mi się, że fajność filmowego Kapitana polega na tym, że stał się w mniejszym stopniu chodzącą flagą, a w większym poczciwym żołnierzem z systemem wartości z lat 40. Mnie się TWS bardzo podobał i nawet przerysowanych Niemców uznałem za element konwencji. Przecież właśnie tacy byli na kartach. Ogółem, bardzo solidny film Marvela. Teraz wszyscy jesteśmy hooked on a feeling i jeżeli sierpniowa premiera nie będzie popkulturową premierą roku, to nie wiem już co będzie. ;) Pozdrawiam, H.
OdpowiedzUsuń