Tańcząc z komiksami, czyli recenzencki twist #6

21:41 Unknown 0 Comments

Tym razem zapraszamy na spotkanie z życiowym metalem naznaczonym Prosiakiem, gotyckim Batmanem, Harley Quinn, historią dziwnego związku pomiędzy USA i Bliskim Wschodem, oniryczną Elektrą oraz łapiącym dusze Deadpoolem.



BĘDZIESZ SMAŻYĆ SIĘ W PIEKLE
Scenariusz: Krzysztof „Prosiak” Owedyk, 
Rysunki: Krzysztof „Prosiak” Owedyk 
Wydawnictwo: Kultura Gniewu 

Nie znalazłem chyba komiksowego podsumowania minionego roku w którym nie wymieniano by Będziesz smażyć się w piekle jako najlepszego komiksu ubiegłych dwunastu miesięcy albo przynajmniej pretendenta do tego miana. I zupełnie się temu nie dziwię. Prosiak pod płaszczykiem historii deathmetalowego zespołu Deathstar przemycił pełną emocji historię obyczajową o rodzinie, przyjaźni i lojalności. Opowieść poznajemy głównie z perspektywy Tarantula, nowego gitarzysty kolektywu, ale szybko zostaje to rozwinięte i do głosu dochodzi jego rodzina oraz reszta członków zespołu. Chociaż przy tak szerokim spektrum perspektyw łatwo się zagubić, znakomicie rozpisany scenariusz na to nie pozwala i skutecznie trzyma opowieść w ryzach. Każda scena w nim zawarta jest potrzebna oraz dokładnie przemyślana. Historia została zilustrowana lekko rozchwianą, ale znakomicie pasującą do historii kreską. Wisienką na torcie jest konstrukcja komiksu - całość to nowy album Deathstar, każdy rozdział stanowi natomiast osobny track na nim, a na początku, niczym w książeczce z pudełka z płytą, dodano dyskografię zespołu (znakomite okładki autorstwa Michała Oracza). Nie zastanawiać się, tylko kupować! Mi cały czas z tyłu głowy siedzi wątek rodziny Tarantula i związane z tym emocje, które z takim wyczuciem rozbudził we mnie autor. 
Marcin Łuczak

BATMAN: GOTYK
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Klaus Janson
Wydawnictwo: Egmont Polska

Do linii Deluxe dołącza następne dzieło z wczesnej amerykańskiej kariery Granta Morrisona i kolejny jego romans z Batmanem, po świetnym Azylu Arkham. Tym razem narkotyczny scenarzysta schodzi na chwilę ze zmierzającego w skrajny absurd zjazdu, jaki definiował w czasie pisania Gotyku (początek lat 90.) na przykład jego Doom Patrol i prezentuje czytelnikowi bardzo dobry kryminał, zatopiony w stylistyce oraz ikonografii gotyckiej literatury. 
Batman musi rozwiązać sprawę tajemniczego (i potencjalnie nieśmiertelnego) mordercy dzieci zwanego Szeptem, który z nieznanych powodów zaczął eliminować wysoko postawionych gangsterów z Gotham. Na domiar złego okazuje się, że złoczyńca jest jakoś powiązany z jego dzieciństwem. 
Morrison pokazuje tutaj swoje gatunkowe kompetencję, ponieważ obok sprawnie poprowadzonego kryminału grozy na czytelnika czai się multum nawiązań do brytyjskiej literatury (np. do dzieł Lorda Byrona), kina noir (M – Morderca), a nawet opery (Don Giovanni). Wyszukiwanie tropów na własną rękę, już po lekturze, sprawie równie dobrą zabawę jak śledzenie poczynań Batmana w komiksie. Dodając do tego ascetyczne rysunki Klausa Jansona – gdzie postacie swoją strzelistością przypominają gotycką architekturę – i świetną zabawę kolorami (wszechogarniający bohaterów mrok, z którego przebija złowieszczo czerwony płaszcz Szepta), czytelnik dostaje finalnie świetny komiks, do którego chce się wracać, bo jest jak dobry klasyczny horror ze studia Hammer - a dodatkowo to przecież powrót do korzeni genezy Mrocznego Rycerza. Nie jest to na pewno najlepsze dzieło Morrisona, ale nawet „tylko” bardzo dobry komiks Szkota należy do absolutnej ekstraklasy amerykańskich trykotów. 
Radosław Pisula


HARLEY QUINN - TOM 2: ZAMOTANA
Scenariusz: Jimmy Palmiotti, Amanda Conner
Rysunki: Chad Hardin, John Timms, Marco Failla
Wydawnictwo: Egmont Polska

Byłem jednym z nielicznych, którzy bronili pierwszego tomu przygód Harley. Moim zdaniem zarówno humor, opowieści prawie pozbawione postaci z supermocami, ograniczenie świata do miasta/dzielnicy, umiejętność nie epatowania kobiecą seksualnością jak i rysunki – wszystko do siebie pasowało i liczyłem, że scenarzyści, Amanda Conner i Jimmy Palmiotti, będą kontynuować ten sposób rozwoju postaci. Udało im się uniknąć prostackiego nawiązywania do Deadpoola albo wkraczania w opary absurdu dla samych oparów absurdu. Niestety, wszystko to skończyło się wraz z pierwszym tomem. Zamotana oferuje nam dokładnie to, czego nie chciałem widzieć w solowych przygodach Harley Quinn. Zacznijmy od rysunków. Tym, co ratowało czasem kulejący dialog w pierwszym tomie, był sposób rysowania Harley, czyniący z niej postać bardziej zagubioną niż celowo złośliwą – była słodka nawet wtedy, gdy robiła coś „niedobrego”. Koniec z tym w tomie drugim. Już na pierwszych stronach Harley rysowana jest jako zarozumiała, psychopatyczna (w niektórych kadrach przypomina – całkiem niepotrzebnie – Jokera). Tym trudniej się z nią utożsamiać, można co najwyżej się z niej śmiać, ale niestety nie ma do tego powodu. Jeżeli humor pierwszego tomu nie był wysokich lotów, to po pierwsze pasował do tonu opowieści, a po drugie zdarzały się ukryte perełki. Tego też nie uświadczymy w tomie drugim. Śmiech będzie co najwyżej pusty, częściej będzie to zniesmaczenie, lub zażenowanie. Fabularnie oddalamy się od dziwacznych przygód jeszcze dziwniejszej właścicielki kamienicy na Coney Island. Tym razem najpierw wyruszamy w kosmos wraz z Power Girl, potem na Comic Con, a wreszcie na prawie bezludną wyspę, by tam spotkać Jokera. Każdy z tych pomysłów jest wtórny i przede wszystkim wymierzony w łatwą sprzedaż. Wykorzystanie Power Girl to zbędne epatowanie seksem i cyckami, Comic Con to mokry sen „forever alone” nerda (plus jeszcze gorsze robienie z Harley seksoholiczki, co musi przelecieć każdego, kto wygląda jak Joker), a późniejsze przywołanie Jokera ma tylko i wyłącznie skusić znaną postacią. Aż trudno mi uwierzyć, że za całość Zamotanej odpowiadają te same osoby, które stworzyły pierwszy tom jej przygód. A może to znaczy, że chciałem widzieć w Miejskiej gorączce więcej, niż tam faktycznie można znaleźć? Niestety, wydaje się to coraz bardziej prawdopodobne. 
Julian Jeliński

ELEKTRA: ASSASSIN
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Bill Sienkiewicz
Wydawnictwo: Egmont Polska

Frank Miller ma na koncie kilka niekwestionowanych arcydzieł i stworzył albo zdefiniował na nowo całe zastępy bohaterów. Z nikim jednak nie miał tak zażyłej relacji, jak z Elektrą – najistotniejszym dzieckiem jego przygody z serią Daredevil, która na stałe wpisała się w DNA komiksu superbohaterskiego oraz zmieniła sposób postrzegania postaci kobiecych w trykociarskich fabułach, ponieważ trzymała mentalne cojones największych herosów Marvela w garści niczym w imadle. Miller ją zabijał, przywracał do życia, znowu zabijał, ale ich najważniejsza wspólna przygoda rozegrała się ostatecznie przy marginalnym udziale Daredevila. 
Elektra: Assassin to przełom w sposobie przedstawiania Marvelowych bohaterów, wpisujący się w trykociarką rewolucję połowy lat 80., gdy fabuły podejmowały coraz większe ryzyko, kolorowe dotychczas światy stawały się mroczniejsze, a bohaterowie więcej czasu spędzali na walce z konsekwencjami swoich decyzji, niż dziwacznymi złoczyńcami. W ośmioczęściowej miniserii z 1986 roku, Miller wchodzi głęboko w umysł Elektry, która zostaje wplątana w szpiegowskie gierki i politykę na najwyższych szczeblach władzy – pozbawiona pamięci, otumaniona lekami w południowoamerykańskim szpitalu, super-zabójczyni próbuje desperacko złożyć do kupy swoją rozbitą pamięć, a przy okazji stara się wykonać przerwane zadanie. 
Miller dokonuje tutaj ciekawej wolty i wprowadza drugiego narratora, jakim jest Garrett, agent-kombinator z S.H.I.EL.D. – facet ma przestawiony kręgosłup moralny oraz… mechaniczne ciało, związane z pewnym ważnym dla fabuły incydentem. Zaczyna się zabawa w kotka i myszkę oraz powolne składanie historii do kupy, mieszającej dodatkowo do zabawy wątki demoniczne. Bohaterowie są charyzmatyczni, a fabuła niesamowicie zagmatwana, mieszająca normalną narrację z abstrakcyjnym oniryzmem – jest dziwnie, odważnie (wyższa kategoria wiekowa emanuje z kolejnych stron) i mocno przegadanie. Tak, czasami potok tekstu wydaje się zalewać kolejne strony i ten sposób opowiadania wygląda dzisiaj już nieco archaicznie, ale nie wpływa to na ogólną jakość historii – nadal boksującej bebechy. 
Najważniejsze są tutaj jednak rysunki Billa Sienkiewicza, dopasowane do sennego klimatu opowieści – kreska jest dokłada w każdym calu, a wszelkie rozbuchane przerysowania są cały czas kontrolowane. Sienkiewicz to prawdziwy magik abstrakcji geometrycznej – a w połączeniu z wytłumioną paletą barw, przechodzącą dynamicznie w ostre pląsy czerwieni i żółci, jego dzieło robi niesamowite wrażenie. Album nie ma ostatecznie takiej płynności jak bardziej typowe superbohaterskie fabuły Millera, ale pod względem literackiej bezczelności i wizualnej maestrii wart jest swojej ceny.
Radosław Pisula


NAJLEPSI WROGOWIE. HISTORIA RELACJI POMIĘDZY STANAMI ZJEDNOCZONYMI A BLISKIM WSCHODEM. CZĘŚĆ DRUGA - 1953-1984
Scenariusz: Jean-Pierre Filiu, David B.
Ryysunki: David B.
Wydawnictwo: Kultura Gniewu

Pomysł stojący za tym komiksem wydaje się dość banalny. Stwórzmy wizualną historię stosunków USA-Bliski Wschód. To koncept prosty, acz niesamowicie trudny w realizacji. Potrzeba było odpowiednio dobrać wydarzenia, pilnować perspektywy determinującej ocenę tychże, ograniczyć narrację i wykorzystać możliwości sfery graficznej. Ten komiks mógł z łatwością okazać się nudny, manipulacyjny, przegadany, rasistowski, wypaczony ideologicznie i historycznie. Mógł być rózgą dla Ameryki, laurką dla Izraela lub moralizatorską lekcją od Europy. Udało mu się jednak uniknąć wszystkich pułapek. Z każdą kolejną stroną coraz bardziej doceniałem jak twórcy z gracją opisywali niezwykle skomplikowane relacje pomiędzy czasem 5-6 państwami za pomocą raptem kilku zdań i rysunków. Na siłę szukałem upchanej pomiędzy literami polityki i krytyki jednej ze stron tego niekończącego się konfliktu, a nawet sięgałem do swoich własnych źródeł historycznych, gdy coś mi nie pasowało. Bez skutku. W komiksie najcelniejszą bronią jest suche opisywanie faktów towarzyszące rysunkom. To wystarczy, byś szybko zanurzył się w skomplikowanym świecie polityki międzynarodowej i jeszcze szybciej stracił rachubę, kto w tym całym chaosie jest „dobry”, a kto „zły”. Najlepsi wrogowie to nie tylko znakomity podręcznik historii i stosunków międzynarodowych. To także wciągający komiks, perfekcyjnie operujący symboliką - którego kadry na długo pozostaną ci w pamięci. Polecałbym go każdemu, kto z zacietrzewieniem młodego Vanilli Ice’a peroruje o tym, jak to łatwo można zakończyć wojnę domową w Syrii, czy konflikty wewnętrzne w Afganistanie. Co więcej, dodałbym go do lektur obowiązkowych dla studentów, ponieważ jaśniej ukaże im wielowymiarowość „problemu” Bliskiego Wschodu i stopień komplikacji dzisiejszej sytuacji niż niejeden podręcznik historii lub politologii. Zresztą, nawet jeżeli nie interesuje cię historia, polityka, czy Bliski Wschód, Najlepsi wrogowie to wciąż znakomity komiks, po który warto sięgnąć i czytać go powoli.
Julian Jeliński


DEADPOOL - TOM 2: ŁOWCA DUSZ
Scenariusz: Gerry Duggan, Brian Posehn
Rysunki: Scott Koblish, Mike Hawthorne
Wydawnictwo: Egmont Polska

Po spektakularnym wyprzedaniu się pierwszego tomu Deadpoola w ciągu kilku dni (co nie dziwiło, wszak jego reklama leciała przed filmem) było już wiadomo, że Egmont trafił na kolejną żyłę złota. Potwierdza to obecność trzech tomów serii w pierwszej czwórce komiksowego Top 50 sklepu Gildii za rok 2016. Szkoda tylko, że sam komiks nie powala jakością. O ile ten tom jest trochę lepszy niż bardzo średni Martwi prezydenci, tak nadal jest to czytadło na jeden raz. Napisane sprawnie, wartko, ale po lekturze nie pamiętam już prawie nic. Warto w tym miejscu wspomnieć, że ta seria to moje pierwsze zetknięcie z pyskatym najemnikiem. I może po prostu miałem zbyt wygórowane oczekiwania, rozbudzone przez redakcyjnych kolegów, którzy to Deadpoola bardzo lubią. Nie wiem. Pozostaje mi sprawdzić tom trzeci, który w opinii wielu recenzentów jest znacznie lepszy niż dwa poprzednie.
Marcin Łuczak

0 komentarze: