Filmowe podsumowanie roku, czyli czego nauczyły mnie filmy w 2016?
Tak, wiem – jest luty. Ale to nie znaczy, że nie mogę podzielić się z Wami moim specyficznym filmowym podsumowaniem roku 2016, nieprawdaż? Nie znajdziecie na niej ani najlepszych, ani najgorszych filmów, tylko serię refleksji oraz lekcji życiowych, których udzieliło mi kino w ubiegłym roku.
Alicja po drugiej stronie lustra
Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów
Prawdziwi Avengers 2 nauczyli mnie, że da się upchnąć dwudziestu superbohaterów w jednym filmie, jednocześnie nie zarzynając tempa, fabuły ani jakości produkcji. Dwudziestu superbohaterów, każdy z wyrazistym charakterem, każdego chcesz poznać lepiej (nawet Ciebie, Falcon), każdego motywację jesteś w stanie zrozumieć (mission report, December 16, 1991, damn it!). Co więcej, Marvel - po raz kolejny - nauczył mnie (bo przecież nie DC), że warto nie śpieszyć się z budowaniem wielkich pojedynków swoich herosów. I, co może najważniejsze, pokazał, że potrafi epicki pojedynek wielkiej chmary przebierańców przemienić w film o przyjaźni - bardziej przekonującej niż dwieście scen z Amy Adams i Henrym Cavillem lądującymi razem w wannie.
Tarzan: Legenda
Najnowsza opowieść o „królu dżungli” przypomniała mi, że jest tylko jeden Samuel L. Jackson i trzeba na niego chuchać oraz dmuchać. Charyzmą tego człowieka można by obdarzyć całą obsadę serialu Arrow i zostałoby jeszcze na większość obsady Supergirl. To kolejny rok, gdy wybieram film tylko dla niego i ani przez moment nie żałuję, że kupiłem bilet (nawet jeśli film nie powala na kolana). I gdy myślę o tym, że już niedługo zmierzy się z King Kongiem…… aaaaaaaaaaa, już mam ciary!!!!!A! Zapomniałbym. Tarzan nauczył mnie też, że David Yates potrafi zepsuć naprawdę dobry pomysł na film, dając nam dość mało zapamiętywalną historię i bojąc się wybrać film, jaki chce faktycznie stworzyć (a był tu świetny materiał na luźne Kino Nowej Przygody z Samuelem oraz na dekonstrukcję mitu przy okazji obnażania historycznych okrucieństw Króla Leopolda).
Doktor Strange
Doktor Dziwago nauczył mnie, że wystarczy odrobina mózgu i pomysłowości, aby ze sztampowej historii zrobić naprawdę znakomity film na którym można się przednio bawić i który wyśmieje standardowy finał filmu superbohaterskiego poprzez wyrzucenie „epickości” do śmietnika. Ta origin story nie miała prawa być dobra, musiała powtórzyć wszystkie sztampowe rozwiązania swoich poprzedników (Kapitana, Starka, Hulka itd.), a jednak przyniosła ze sobą powiew świeżości i wizualną rozpustę rodem z baroku.
Zwierzogród
Legion Samobójców
Jak Alicja… nauczyła mnie, iż nie jestem odporny na złe filmy, tak Suicide Squad przypomniał, że wciąż mogę nienawidzić (i to z całego serca!) filmu jako produktu. Produktu zrobionego niczym połączenie wszystkich smaków płatków śniadaniowych, zalanie ich każdym możliwym rodzajem mleka (w tym bezlaktozowym, sojowym, kokosowym oraz kozim) i liczenie na to, że taka mikstura nie będzie niejadalna, a trafi w gusta wszystkich (czyli tak naprawdę nikogo). Każda sekunda tego filmu wygląda jak wykres i fragment prezentacji w Power Poincie marketingowców, ukazujący czyje dolary tym konkretnym kadrem ukradną… "Legionem samobójców" powinno nazywać się ludzi stojących w kolejce przed kinem, czekających na seans tej materializacji chciwości decydentów z Warner Bros.
Batman v Superman: Świt sprawiedliwości
Dawn of Justice nauczył mnie, że jestem osobą wytrzymałą. Widziałem ten film więcej niż trzy razy (w tym raz wersję rozszerzoną) i żyję. Wyzywam cię, czytelniku. Podejmij wyzwanie!
Sausage Party
Seth Rogen przywrócił mi wiarę w komedie dla dorosłych, które są wulgarne, obrazoburcze, czasem obrzydliwe…ale wciąż pomysłowe i – co najważniejsze – zabawne. Nauczył mnie także, by nigdy nie brać już parówki do ust. Omijam tych małych morderców szerokim łukiem – nie dopadną mnie tak łatwo!
Deadpool
Kubo i dwie struny
A czego Was nauczyły filmy w 2016 roku?
Jesteście mądrzejsi o niepowtarzalne lekcje, ukryte nie tylko w arcydziełach filmowych?
Dajcie mi znać w komentarzach!
0 komentarze: