Sherlock (sezon 3)

14:12 Robert Sienicki 2 Comments


Dobre pomysły w przyrodzie zwykle występują parami. Były dwa filmy o epidemiach, dwa końce świata i dwa wypuszczone równocześnie filmy biograficzne o Hitchcocku. Były też dwa (a chwilę później trzy, bo nie urywa się kurze złotych jaj) podejścia do stworzonego przez Arthura Conan Doyle'a detektywa Sherlocka Holmesa. Kinowy cykl z Robertem Downeyem Jr. doczekał się, póki co, dwóch odsłon, a wersja telewizyjna zakończyła niedawno swój trzeci sezon (z czwartym i piątym migoczącymi gdzieś na horyzoncie). Sezon, na który widownia musiała poczekać aż dwa lata. Czekaliśmy, wypatrywaliśmy przecieków, przybliżonej daty premiery i zachodziliśmy w głowę – jak u licha Sherlock przeżył kończący drugi sezon upadek? Czy warto było czekać?


Poprzednie sezony były doskonałym przykładem serialu wielokrotnego użytku. 90 minutowe sprawy, nad którymi łamali się Holmes i Watson były wciągające, ekscytujące i zabawne. To jeden z tych seriali, gdzie czuć chemię między aktorami i ta chemia potrafi napędzać wiele odcinków. Gdy przed premierą trzeciej serii zrobiłem sobie powtórkę wcześniejszych przygód londyńskiego detektywa zauważyłem, że bardzo dobrze ogląda mi się nawet te odcinki, które początkowo uznawałem za słabsze (pisane przez Steve'a Thompsona Blind Baker i The Hounds of Baskerville).

Mimo iż 3 seria przygód Sherlocka dopiero co się skończyła, nie jestem w stanie przypomnieć już sobie intryg kryminalnych z dwóch pierwszych odcinków. Były tam jakieś morderstwa, była Sherlockowa dedukcja, bohaterowie wspominali różne starsze i nowsze sprawy, ale żadna z nich nie zawitała na ekranie na tyle długo, byśmy mogli się w nią porządnie wciągnąć. Jednak to nie one były w tych odcinkach najważniejsze. Zamiast solidnie zarysowanego wątku kryminalnego dostaliśmy komediową wariację na temat relacji Watsona z powracającym po latach przyjacielem-socjopatą. I z jednej strony chciałbym być zły na fakt, że spodziewając się kryminału, dostajemy 90 minutowe odcinki Przyjaciół, ale z drugiej... to były dwa cholernie zabawne epizody, podczas których bawiłem się doskonale i co chwilę wybuchałem serdecznym śmiechem.



Sherlock powrócił. Mimo iż dokładnie nie wiemy jak to zrobił, co, moim zdaniem, jest dobrą decyzją scenarzystów. Po dwóch latach w Internecie przepełnionym domysłami i teoriami (sam miałem jedną) każde wyjaśnienie byłoby ostatecznie rozczarowujące. W filmie dostaliśmy trzy różne teorie na ten temat. Ja stawiam na środkową. Raz, że jest ona solidnym kandydatem do tytułu najlepszego żartu 2014 roku, a dwa, że jako jedyna nawiązuje do finałowej sceny odcinka His Last Vow.

Rozczarował mnie jedynie czarny charakter tego sezonu. Nie, nie mam na myśli Magnussena, który był doskonale zimnym sukinsynem, którego spotkał właściwy los. Czarnym charakterem okazał się być Steven Moffat, który stworzył dość kiepski odcinek kończący sezon (Steven! Co się stało? Najpierw koszmarne pożegnanie Jedenastego Doktora, a teraz TO?). His Last Vow raz goni bardzo szybko, by za chwilę zwolnić i przez pół godziny pokazywać metaforyczne bieganie po klatce schodowej. Co tylko potwierdziło mnie w przekonaniu, że zdecydowanie wole odcinki wyskrobane przez Marka Gatissa.

I dopóki jest w ekipie Gatiss, tak długo będę wyczekiwał nowych przygód detektywa-konsultanta. Bo mimo iż trzeci sezon nie był dokładnie tym czego oczekiwaliśmy podczas dwuletniej przerwy, to Sherlock wciąż jest jednym z ciekawszych seriali emitowanych obecnie w telewizji.

Polecam każdemu.

2 komentarze:

  1. Zero pasji w tym tekście, również w LEGO... Strasznie nijakie, bezpłciowe, nie warte publikacji nawet na ścianie facebooka. Proponuje zażyć dawkę uciech cielesnych z kobietą lub mężczyzna (cokolwiek byle miało puls, chęci wcale mieć nie musi), zgromadzić trochę pasji, emocji i entuzjazmu a następnie pisać. Koledzy potrafią, bo teksty Pana Pisuli czyta sie bardzo przyjemnie, i widać że facet nie tylko kocha swoją dziewczynę ale również to co robi bo pisze naprawdę z pasją (zazdroszcze facetowi, życia intymnego skoro ma tak "wielką pasję"...).
    Dear God. What is it like in your funny little brains? It must be so boring.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, jejku. Co za paskudny troll w komentarzach. Nie, no serio chłopaki jak Wam będzie spamował, jestem do usług. Stayin' alive, honey!

    OdpowiedzUsuń