Recenzja: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #80 - Nick Fury, Agent SHIELD
To były inne czasy: wrogowie mieli swoich przywódców, dla
których poświęcali się niczym kamikaze, mężczyźni ratowali jasnowłose niewiasty, a Nick Fury wciąż był biały… Och, te wspaniałe lata 60. i ci
wspaniali tajni agenci! Jakie to szczęście, że Wielka Kolekcja Komiksów Marvela
w osiemdziesiątym tomie serii przypomniała nam przygody Nicka Fury’ego, Agenta SHIELD.
Jak najkrócej odpowiedzieć na pytanie, czy warto sięgnąć po
ten tom? Jeżeli jesteś fanem wczesnych Bondów, uwielbiasz stare kryminały i
filmy szpiegowskie (a już w ogóle, jeżeli lubisz stare powieści o tajnych agentach sprzed co najmniej pół wieku), to Nick Fury, Agent SHIELD z pewnością
przypadnie ci do gustu. Czytając ten komiks nie da się nie zauważyć kadrów i
plansz nawiązujących lub inspirowanych serią z Bondem – zarówno w tym dobrym, jak i
złym znaczeniu. Co więcej, nie musisz być nawet mega fanem prehistorii Marvela,
by docenić ten tom właśnie dzięki grze z konwencją przygód superszpiega.
Skoro już krótką odpowiedź poznaliście, to przyjrzyjmy się
bliżej zawartości osiemdziesiątego tomu WKKM. Zacznijmy od Nicka Fury’ego. Jego wersja z końca
lat 60. XX wieku to typowy agent swoich czasów – twardziel, który lubi się
pojawić bez koszuli, uratować bezbronną blondynkę (którą oczywiście przerzuci
sobie przez ramię), szorstki w obyciu wobec podwładnych, ale tak naprawdę
szanuje ich i ceni (ale nie potrafi tego inaczej wyrazić, niż ciągłymi
docinkami). Trochę przypomina majora Reismana z Parszywej Dwunastki (która nota bene wyszła w tym samym roku, co
przygody zawarte w opisywanym tutaj tomie Wielkiej Kolekcji). Więc nawet pomimo tego, że to
komiks upstrzony dymkami i narracją niczym filmy Nolana ekspozycją, czyta się
go powoli, ale z nieukrywaną satysfakcją. Fury jest w swoim przerysowaniu
niezwykle uroczy i dziś czytamy go z ironicznym uśmieszkiem i celowym
dystansem, co sprawia, że komiks staje się znów „czytalny”.
Nie zmienia to jednak faktu, że Nick Fury, Agent SHIELD to prawdziwa
książka i czyta się tą opowieść wręcz mozolnie (jeżeli oczywiście chce się ją
przeczytać porządnie). Dziś czytelnika mogą zaskakiwać wstawki narratora
mówiące, że „bohater wyciągnął szybko broń i wymierzył w przeciwnika”, gdy kadr
pokazuje dokładnie to samo, ale to znak czasów, nie słabego scenariusza. Dlatego można właściwie przeczytać komiks dwa razy – za pierwszym czytając wszystkie dymki i
praktycznie ignorując obrazy, a przy drugiej lekturze koncentrując się na kadrach, nie
czytając już nic. I – co ważne – oba podejścia do komiksu będą
satysfakcjonujące. Za pierwszym razem poznamy fabułę i będziemy całkiem nieźle
się bawić wyłapując odwołania do Bonda czy Człowieka z W.U.J.K.A., a za drugim
razem uraczą nas kadry Jima Steranko.
Warstwa wizualna sama w sobie jest warta poznania – dzięki
temu tomowi mamy możliwość zaobserwowania jak Steranko najpierw tylko wykańczał
szkice Kirby’ego, a potem zaczął wyrabiać własny styl. Możemy porównać sposób
rysowania Nicka przez obu artystów i docenić jak Steranko potrafił jednocześnie
pozostać wiernym wielkiemu poprzednikowi i pójść dalej – ryzykować, tworząc wspaniałe kadry i
kompozycje. Dla większych fanów Marvela materiał, jaki dostali w tomie, to
prawdziwa gratka – nie tylko możliwość porównania kreski Kirby’ego i Steranko,
ale i rozwijania własnego stylu przez tego drugiego. Zresztą zwróćcie uwagę na
niektóre kadry, które zeskanowałem z komiksu i powrzucałem tu – to prawdziwe
perełki i nie trzeba, by znajdowali się na nich wszyscy superbohaterowie
Marvela w „epickim zwarciu”.
Warto zwrócić uwagę nie tylko na to, ile się na tych kadrach
„dzieje”, ile szczegółów zawiera każdy z nich, ale także na to, jak pomysłowo
Steranko bawi się wymiarami, perspektywą, wrażeniem trójwymiarowości. To
właśnie wizualna strona historii sprawia, że prawie pięćdziesięcioletni komiks
na długo zapada w pamięci i będziemy do niego wracać pomimo zalewu literek na
kadrach i dość przewidywalnej (w swojej nieprzewidywalności i niewyobrażalności, co rusz podkreślanej przez narratora) historii. To prawdziwa gratka mieć dostać
ten komiks w języku polskim, a – co najlepsze – druga część przygód Nicka Fury’ego
zawita do nas w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela #95. Pozostaje tylko
cierpliwie poczekać rozkoszując się pierwszym tomem przygód Fury'ego.
0 komentarze: