Recenzja: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #95 – Nick Fury, Agent SHIELD, Część 2
Jeżeli myślisz, że James Bond jest najlepszym superszpiegiem wyposażonym w najnowocześniejsze gadżety, to najwyższy czas, byś poznał przygody pułkownika Nicka Fury’ego, gdy za zarówno scenariusze jego przygód jak i za warstwę wizualną odpowiadał niejaki Jim Steranko.Rozwodziłem się już nad tym, jaki wspaniały był pierwszy tom przygód Nicka Fury’ego, więc nie będę się tu powtarzał. Jeżeli chcecie sobie przypomnieć moją ocenę, znajdziecie ją pod TYM LINKIEM. Spokojnie mógłbym przekopiować część tej recenzji, głównie dlatego, że za 90% tego tomu odpowiada Jim Steranko i utrzymuje niezwykle wysoki poziom zarówno w warstwie graficznej jak i fabularnej. Dlatego postaram się nie powtarzać w tej recenzji (choć z pewnością będę powtarzał pochwały dla Steranko).
Fabularnie 95 tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela wypada niezwykle podobnie do pierwszej części (czyli tomu #80). Dostajemy zabawę konwencją i miliard odniesień do filmów, seriali i książek o superszpiegach pracujących dla supertajnych superorganizacji. Nie są to jednak wtórne kopie, które nużą po kilku stronach. Wyobraźnia Steranko serwuje nam zaskakujące (nawet po tylu latach) rozwiązania, niezwykle pomysłowe gadżety, dbając jednocześnie o to, by kadry w żadnym momencie nas nie nudziły. W pierwszym tomie Steranko wciąż nie miał moim zdaniem w pełni gotowego pomysłu na wizualne zabawy z Nickiem Furym (a i tak ogląda się ten tom z zapartym tchem). W drugim jest jeszcze lepiej i zdarzały się strony na których zatrzymywałem się tylko po to, by kilka razy prześledzić kadry, by zwrócić uwagę na tło, postaci na dalszym planie, perspektywę czy kąt z jakiego pokazywana jest akcja. Prawdziwymi perełkami są tu rozrysowane na 4 strony sceny walk, lub całe strony bez choćby jednego dymku (w latach 60.!!!!)
Steranko stworzył na tyle charakterystyczny styl opowiadając przygody Fury’ego, że od razu zauważymy zmianę, gdy tytuł na chwilę przejmie Roy Thomas i Frank Springer (4 numer). I choć widać, że obaj panowie próbowali utrzymać ducha Steranki bawiąc się cieniem, kolorami, perspektywą, to było to zadanie prawie niewykonalne. Nie znaczy to, że ostatnie dwa komiksy zawarte w tomie są złe – to tylko podkreśla, jak dobry jest styl Steranki. Warto wspomnieć jeszcze o tematyce tych pierwszych numerów „Nick Fury – Agent of S.H.I.E.L.D.”. Nie dość, że w „Strange Tales” mieliśmy zabawę konwencją w stylu „Man from U.N.C.L.E.”, to Nick Fury dodatkowo nagle znalazł się w „Zaginionym Świecie”, „King Kongu” i „Sherlocku Holmesie i Psie Baskerville’ów”. I choć te scenariusze wydają się absurdalne, to sprawdziły się świetnie, przynosząc dodatkową porcję humoru. A rozwiązanie intrygi w stylu Sherlocka Holmesa (i zagadki Potwora z Loch Ness jednocześnie) polecam jako prawdziwą perełkę na torcie.
Jak widać, uwielbiam oba klasyki wydane w drugiej połowie lat 60., ale to nie znaczy, że nie zauważam ich wad, które mogą niektórych czytelników odrzucić już po kilku stronach lektury. Wciąż mamy do czynienia z książką i całymi ścianami tekstu, narracją opisującą dokładnie to, co się dzieje na kadrze i wyrażaniem wprost motywacji każdej z postaci. To może męczyć i sprawia, że nie czytamy całego tomu na raz. Ale to może być też spora zaleta, szczególnie dla osób, które mają dosyć historii i tomów, które czyta się równie szybko, co zapomina.
Nie musisz być fanem Jamesa Bonda, by pokochać ten tom, nie musisz nawet być specjalnym fanem komiksów. Nick Fury – Agent S.H.I.E.L.D. to także świetny sposób, by raz, a porządnie zamknąć usta znajomemu, wielkiemu krytykowi sztuki, co to twierdzi, że komiksy to tylko ładne rysunki
OCENA: 5/6
Wielka Kolekcja Komiksów Marvela Tom 95 - Nick Fury: Agent Shield, Część 2.
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Strony: 192
0 komentarze: