Tańcząc z komiksami, czyli recenzencki twist #4

20:24 Unknown 0 Comments

Na parkiecie tym razem stawiają się androidy Bilala, jeden z najważniejszych komiksowych kowbojów, wielu Batmanów naraz, Baśniowcy, europejski miliarder oraz najszybszy człowiek na świecie.


EKSTERMINATOR 17 
Scenariusz: Jean-Pierre Dionnet 
Rysunek: Enki Bilal 
Wydawnictwo: Kurc 

Enkiego Bilala spokojnie można określić mianem Kubricka komiksu – wyobraźnia tego rysownika, połączona z niezwykłym przywiązaniem do szczegółów, daje niesamowite efekty. Eksterminator 17 to krótka opowieść, która pojawiła się na łamach „Metal Hurlant” w 1979 roku, czyli na rok przed pierwszą odsłoną legendarnej "Trylogii Nikopola". Scenariusz Dionneta (będącego zresztą współzałożycielem legendarnego magazynu i współpracownikiem takich wielkich artystów jak np. Philippe Druillet czy Moebius) wpisuje się w wizualne fascynacje Bilala, zatapiając fabułę w technologiczno-filozoficznych rozważaniach – nie jest to jednak festiwal gadających głów, a dosadna opowieść drogi, zaszczepiona bardzo mocno w popkulturowej fascynacji androidami oraz trudnym do zdefiniowania statusem sztucznego życia. Bilal tworzy typowy dla siebie odczłowieczony świat, wypełniony metalem, przewodami oraz dziwacznymi pojazdami kosmicznymi, który w pełni rozwinie dopiero w legendarnej już opowieści o bogach i Nikopolu. To świetnie wydany album, który na pewno miło połechta serce każdego fana SF. Może trochę szkoda, że opowieść kończy się tak szybko, ale ciężko zarzucić jej coś więcej, bo fabuła jest zgrabna, a strona wizualna potrafi zachwycić swoją obcością. 
Radosław Pisula


JONAH HEX – TOM 1: OBLICZE PEŁNE GNIEWU 
Scenariusz: Jimmy Palmiotti, Justin Grey 
Rysunki: Luke Ross 
Wydawnictwo: Egmont Polska 

Tajemnicą poliszynela jest fakt, że wśród wszystkich postaci z uniwersum DC, to właśnie Jonah Hex jest ulubioną postacią Tomasza Kołodziejczaka, szefa Klubu Świata Komiksu. I o ile po serii All Star Western z tym bohaterem trudno było zrozumieć dlaczego, tak dzięki obecnie wydawanemu runowi Jimmy’ego Palmiotti’ego i Justina Graya (którzy również przykładali rękę do wyżej wymienionego tytułu) staje się to już jasne. Jonah Hex – były żołnierz konfederatów z potworną blizną po prawej stronie twarzy – to bezceremonialny mściciel, ostatni sprawiedliwy w skorumpowanym i pełnym przemocy świecie Dzikiego Zachodu. Samotnie podróżujący od miasteczka do miasteczka, bez przerwy wplątuje się w kłopoty (często na własne życzenie) i wymierza sprawiedliwość, rozumianą na swój własny sposób. Nic dziwnego, że rysownicy nadali mu rysy twarzy Clinta Eastwooda. Co prawda pierwszy tom zamiast jednej dłuższej historii zawiera kilka krótszych, ale nie przeszkadza to w lekturze, a pozwala na lepsze przedstawienie protagonisty. I to wystarcza bym był na tyle zainteresowany, by sięgnąć po kolejny album. 
Marcin Łuczak



BAŚNIE – TOM 17: DZIEDZICTWO WIATRU 
Scenariusz: Bill Willingham 
Rysunek: Mark Buckingham, Shawn McManus, Steve Leialoha 
Wydawnictwo: Egmont Polska 

Północy Wiatr złożył w ofierze własne życie, aby Pan Mroczny został pokonany. Kolejny ważny wątek opowieści zostaje domknięty. „Teraz przed Baśniowcami czas odbudowy, trudnych wyborów, a także mierzenia się z nieprzyjemnymi prawdami” – jak zapowiadają twórcy. Dodatkowo zaś, wydaje się, że tom 17. to chwila wyciszenia przed kolejnymi burzliwymi zmaganiami bohaterów, mimo ważnych fabularnie kwestii, nie zawiera bowiem elementów porywających i trzymających w napięciu. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka atrakcyjnych chwytów i rozwiązań fabularnych. Wymieńmy chociażby zarysowanie stanów mentalnych oraz charakterów Maluchów – dzieci Bigby’ego i Śnieżki. Jedno z nich ma zostać następcą Północnego Wiatru, dlatego Zefiry poddają je próbie, by wybrać najodpowiedniejszego kandydata. Równolegle Bufkin prowadzi rebelię przeciwko nowokoronowanemu cesarzowi Krainy Oz – Roquatowi Czerwonemu, uzupełniając swoje szeregi w kolejnych popleczników, a samą akcję o elementy humorystyczne. Uświadczymy także zmagań Panny Pratt, szkolącej się w fechtunku, a także Róży Czerwonej, która wyrusza na Farmę, by sprawdzić jej gotowość na przyjęcie Baśniowców. Wątek Róży zostaje rozwinięty za pośrednictwem świątecznego okresu, podczas którego rozgrywają się wydarzenia. Historia siostry Śnieżki, jej stany mentalne i rozważania o swojej nowej roli splatają się z historiami doskonale nam znanymi – Opowieścią wigilijną Charlesa Dickensa czy Dziewczynką z zapałkami Hansa Christiana Andersena. Tom kończą krótkie historie (m.in. W owych czasach, Droga w świat), narysowane przez różnych artystów (m.in. Adama Hughesa, Ramona Bachsa), w ramach których osadzono także dobrze znanych nam bohaterów. 

Pod względem tempa akcji tom nie należy do najlepszych, bez wątpienia jednak warto zwrócić w uwagę na inne jego aspekty: po pierwsze, warstwę graficzną komiksu (m.in. rysunki Marka Buckinghama), która nieustannie nas zachwyca; po drugie, na sposoby opowiadania dobrze znanych historii na nowo, na mechanizmy ich transformacji, budowania kolejnych narracji i życiorysów postaci, które w swoich tradycyjnych wariantach nie były tak skomplikowane. Kolejne gry intertekstualne są świadectwem nie tyle bogactwa szeroko pojmowanej tradycji, ale także umiejętności Willinghama w wyborze i transformacji kolejnych jej elementów.
Kamila Kowalczyk




FLASH – TOM 2: REBELIA ŁOTRÓW 
Scenariusz: Brian Buccellato, Francis Manapul 
Rysunek: Francis Manapul 
Wydawnictwo: Egmont Polska 

Jeżeli chcecie przekonać się w jaki sposób można zapchać kilka komiksów ekspozycją – nieustannie wyjaśniając motywację bohaterów, ich wzajemne relacje, próbując jak najszybciej przedstawić czytelnikowi wszystkie informacje, które powinien przyswoić, by docenić późniejszą rozrywkę – to sięgnijcie po Rebelię Łotrów. Jakże bolesne jest ekspresowe upychanie przeciwników, nowych światów i całej rewii wydarzeń na jak najmniejszej powierzchni komiksu, bo przecież New 52 nie pozwoli autorowi scenariusza na spokojne, normalne tempo (w końcu wielkie crossovery czekają!). Mimo to duet Manapul i Buccellato potrafi w przygody Flasha tchnąć trochę życia oraz całkiem niezłą dynamikę, gdy tylko nie muszą męczyć się z tonami ekspozycji. Jeżeli byłeś fanem pierwszego tomu, drugi także powinien przypaść ci do gustu, ale nie ma co ukrywać – wady przeważają nad zaletami,. Nawet pomysłowo rozrysowane sceny akcji bardzo szybko wylecą wam z głowy i nie bardzo będziecie pamiętać o czym ten cały Flash był. Plus – nie mogę w 2016 roku zdzierżyć Goryli bardziej rozwiniętych od ludzi, które mimo to muszą zjadać innym mózgi. Ile można bawić się z tą głupotą? 
Julian Jeliński


BATMAN – MROCZNY RYCERZ KONTRATAKUJE 
Scenariusz: Frank Miller 
Rysunek: Frank Miller 
Wydawnictwo: Egmont Polska 

Frank Miller w 1986 roku wprowadził superbohaterów już na dobre w ciemności Mrocznej Ery komiksu, gdy zaprezentował światu podle błyskotliwy „finał” przygód zdziadziałego Batmana, który pozostaje sobą do samego końca. Powrót Mrocznego Rycerza był zgryźliwym komentarzem na temat Stanów Zjednoczonych epoki Reagana i kuriozalnego zakłamania oraz manipulacji medialnych przekazów, a jednocześnie przemyślaną dekonstrukcją superbohaterskiego mitu – gdzie dobro może nie jest krystalicznie czyste, ale ostatecznie zwycięża, dając wcześniej innemu (odbrązowionemu) dobru w pysk. Szkoda jednak, że Miller po piętnastu latach postanowił opowiedzieć dalszą część tej opowieści. 

W 2001 roku świat komiksu wyglądał już zupełnie inaczej niż w połowie lat 80. – zmieniła się narracja, tematyka, uwarunkowania polityczno-społeczne, a nawet sposoby funkcjonowania trykociarskiego mitu (od czasu pojawienia się takich scenarzystów jak Grant Morrison, Peter Milligan, Warren Ellis, czy Garth Ennis). Wszystko ewoluowało, a Miller nadal siedział mentalnie jeszcze w czasach komiksowej rewolucji i był wyraźnie przekonany, że wystarczy podkręcić (i tak już doprowadzone do ekstremum) elementy oryginalnej opowieści, żeby znowu wrócić do świata Super-Mrocznego Rycerza. Niestety, ukręcił kurek i zepsuł przy tym całą instalację. 

Mroczny Rycerz kontratakuje to archaiczna opowieść, dopełniona zupełnie nieaktualną tematyką – zgrabny polityczny komentarz zamienił się w bezpośrednie rzucanie przez bohaterów pustych haseł; gadające głowy z telewizji stały się pozbawionym treści rojeniem; dodatkowo Miller zaczął szczuć czytelników cycem i dodał do całości litry przesadyzmu, starając się na przestrzeni krótkiej miniserii zmieścić połowę uniwersum DC, przez co tracą na tym główni aktorzy dramatu (Batman i Superman, „mięso” opowieści). Jest tu kilka fajnych pomysłów i postaci (Flash, Atom), ale wszystko to gdzieś niknie w nagromadzeniu pustosłowia, chaosu i braku większego sensu. Batman zaczyna jako sukinsyn i tak samo kończy, nikt się tu niczego nie uczy. Do tego twórca idzie rysunkowo w totalny niby-to-pop-art, przez co strona wizualna bardziej przypomina mocno alternatywne portfolio buntownika z ASP niż wizualną narrację fabularną. W kilku miejscach Miller intryguje, ale ogólnie album jest wielkim zawodem i zupełnie zbędną kontynuacją. 
Radosław Pisula


BATMAN, MROCZNY RYCERZ – TOM 4: GLINA 
Scenariusz: Gregg Hurwitz 
Rysunek: Alberto Ponticelli, Alex Maleev, Cliff Richards 
Wydawnictwo: Egmont Polska 

Nie wiem, czy po trzech nieudanych tomach wciąż jeszcze chowają się gdzieś zahartowani fani serii Mroczny Rycerz. Gdy „zwykły” snyderowy Batman jest już mroczny i poważny, jego odpowiednik musi się nieźle wysilać, by przynieść nam historie mroczniejsze, które nie okażą się jednocześnie zbyt uproszczone oraz zwyczajnie sztuczne. Niestety – znów mu się to nie udaje. W Glinie znajdziemy cztery historie: dwie poświęcone Clayface’owi, które niczym nie zaskakują i upraszczają do bólu motywacje złoczyńców, a dwie następne mają z założenia zmierzyć się z problemem rozwarstwienia ekonomicznego. Pozbawieni prawa głosu opowiadają całą historię bez jednego dymku, co koresponduje z brakiem głosu nielegalnych imigrantów, którzy nie mają możliwości obrony w nowej ojczyźnie. Sam pomysł jest bardzo dobry, niestety sposób „rozwiązania” problemu wypacza jego złożoność i pozostawia posmak taniego moralizatorstwa. Inwestor-drapieżca na tapetę bierze zaś kwestię podejścia uprzywilejowanych do najbiedniejszych i tego, jak wysysają z nich życie (dosłownie i w przenośni). Tu także nie zostaniemy w żaden sposób zaskoczeni, ale Greggowi Hurwitzowi udaje się przynajmniej zachować dozę realizmu oraz zminimalizować moralizowanie. To zdecydowanie najlepsza z historii zawartych w tomie, ale nie ratuje całości. Mroczny Rycerz wciąż pozostaje komiksem tylko dla hardkorowych fanów Batmana.  
Julian Jeliński


LARGO WINCH – TOM 3 
Scenariusz: Jean Van Hamme 
Rysunki: Philippe Francq 
Wydawnictwo: Kurc 

Prawie siedem lat musieliśmy czekać na powrót Largo Wincha do naszego kraju po tym, jak Egmont zrezygnował z kontynuowania serii. Na szczęście Wydawnictwo Kurc, oprócz przywrócenia na nasz rynek Storma (recenzowaliśmy go tutaj), zdecydował się także na wydanie kolejnych tomów przygód Wincha. Chociaż album jest trochę cieńszy (dwa oryginalne komiksy zamiast czterech), to pozostałe jego elementy doskonale pasują do poprzedniej edycji, co dodatkowo zachęca do kontynuowania serii. Jeśli czytaliście wcześniejsze przygody młodego miliardera o twarzy Mortena Haketa, wokalisty zespołu A-ha (serio, co chwila mam wrażenie, że spojrzy się na mnie z kadru i zacznie śpiewać Take On Me), to doskonałe wiecie, co dostaniecie teraz - precyzyjnie skrojony scenariusz Van Hamme’a, będący mieszanką przygody, polityki i biznesu, zilustrowany dokładną kreską Francq’a. Tym razem nadziany bohater podąża do Wenecji śladami porywaczy jego partnerki, Charity. 

Seria o Largo Winchu jest o tyle specyficzna, że można ją określić jako przegadaną. O ile jednak zazwyczaj w związku z komiksem jest to zarzut, tak w przypadku tego tytułu można zdecydowanie mówić o zalecie. Van Hamme przemyca w scenariuszu ogromne ilości informacji z zakresu biznesu oraz prawa, a wszystko to nie dość, że jest potrzebne fabule, to zostało podane bardzo sprawnie i zupełnie nie sprawia wrażenia sztuczności czy nadmiaru.
Marcin Łuczak

0 komentarze: